czwartek, listopada 21, 2013

Ultimates - świat superbohaterów w zupełnie nowym stylu

Trudududum -tadam tadam ...przyjechali the Ultimates z zamierzchłej przyszłości  - komiks sygnowany przez MARVEL, autorstwa Marka Millara i Bryana Hitcha. Wiele obiecywałam sobie po tej lekturze, bo komentarze i recenzje miał przednie. Jak wypadł ?


 Dobrze, jasne że dobrze, szczególnie ilustracje, z których ukochałam sobie te z pierwszego rozdziału wyjaśniającego korzenie Kapitana Ameryki. Batalistyczne sceny z okresu II Wojny Światowej zostały zilustrowane pierwszorzędnie, dzięki czemu możemy podziwiać takie oto widoki:

Rozkładówka w I rozdziale polskiego wydania Ultimates - wspaniała scena z pola walki, cudownie wyreżyserowana walka wśród ognia i deszczu lejącego się z niebios .......

Rysunki są pełne rozmachu i żywe, tak że naprawdę zapierają dech w piersiach. Za co kochamy komiksy ? - za przewagę, jaką mają nad zwykłym słowem pisanym, w postaci pięknych, tętniących życiem ilustracji. Bravo, bravo, bravissimo!

Idąc dalej ....
Pierwsze primo - Panie i Panowie - Nick Fury ...
Oki-doki....nie jest może tak przystojny, jak jego pierwowzór, ale całkiem sympatyczny, może nawet bardziej. Żeby nie było nudno, nowy Nick ma czarny kolor skóry i głowę wygoloną na zero, ale podobnie jak stary dowódca Shield zachował łatkę na oku. Żeby można dostrzec różnice, niezbędne jest zachowanie podobieństw, n'est pas ?

Agent Fury sprawnie przystępuje do zmontowania grupy Superldzi, którzy z początku bardziej przypominają zbieraninę mniej lub bardziej przypadkowych rekrutów. Wśród nich znajdziemy Boga - Thora, aktualnie butnownika z flaszką, walczącego o coś, gdzieś w dalekiej Sandynawii- łoto on:


świeżo wyciągniętego z lodówki Kapitana Amerykę, czy naukowca Bannera ze swoim zielonym obliczem Hulkiem. Hulk jak to hulk - ma mały rozumek, ale potrafi nieźle przyłożyć. Tak się dzieje i tym razem, gdy w napadzie zazdrości, po raz n-ty robi demolkę wokół siebie  - nihil novi sub sole ...


I tak mały Hulk powalił Giant Mana, a jakby tego było mało dołożył też playboyowi Iron Manowi, prawie odgryzając głowę .....

W ten sposób, nowo zmontowana banda przebierańców stoczyła swoją pierwszą superbohaterską walkę w obronie niewinnych istot. Żeby tylko się nikt nie dowiedział, że zielony ludzik należy do superbohaterskiej paczki .....
W komiksie wystąpił gościnnie ówczesny prezytent USA - George W. Bush, zachwycając wszystkim swym błyskotliwym dowcipem .....no to jak, fajny ten XXI wiek, czy nie ...?



Dwie rzeczy z tej opowieści zapadły mi szczególnie w pamięć.
1.
"Spotkanie" albo raczej próba spotkania Kapitana Ameryki ze swoją dawną ukochaną Gail, która po zaginięciu superżołnierza ponad pół wieku wcześniej, związała się z jego najlepszym kolegom. 50 lat to szmat czasu dla zwykłej kobiety, jak Gail, która życzyłaby sobie pozostać piękną na zawsze, a przynajmniej taką jaką ją pamiętał Kapitan Ameryka. Gdy Kapitan dociera do domu dawnego przyjaciela, Gail odmawia zejścia na dół - nie chce by dawny ukochany oglądał ją tak odmienioną. To bardzo ciężka, ale zrozumiała decyzja. Kapitan Ameryka nie posunął się ani o jotę- wciąż jest tak samo silny i przystojny jak podczas wojny, w jego żyłach płynie superżołnierskie serum......


2.
Najbardziej uroczy z całego komiksu był niewiarygodny pojedynek pary Pym - Wasp. Para zaczęła sobie robić wyrzuty, dowiedzieliśmy się m.in., że panna regularnie składa w łóżku jaja  i ma problemy  z utrzymaniem higieny osobistej;  po krótkiej wymianie zdań doszło do rękoczynów, w wyniku których Wasp zmniejszyła się do niewielkiego rozmiaru i schowała pod biurkiem, na co adwersarz odpowiedział atakiem mrówek. Tak zakończyła się pierwsza część Ultimates, trzymając czytelnika w napięciu i oczekiwaniu na kolejny rozdział.
Jak widać są blaski i cienie posiadania supermocy ........

więcej na temat The Ultimates można poczytać w necie, np.  TUTAJ albo TUTAJ

Brak komentarzy:

see