czwartek, października 03, 2013

X-Men The Dark Phoenix Saga - sentymentalny powrót do dzieciństwa

Nic nie dzieje się z przypadku. A może to właśnie przypadki są cegiełkami, z których zbudowane jest nasze życie?
Pamiętam jakby to było dzisiaj,  gdy na wystawie kiosku zobaczyłam niesamowitą, złowieszczo wyglądającą, ale piękną kobietę - stała pełna nienawiści w oczach, ze ściśniętymi zębami,  w czerwieni i ogniu, przybrana w nieziemski strój, gotowa do ataku, gotowa do niszczenia. To była Phoenix na cudownej okładce polskiego wydania X-Men nr 1/93, które było zamknięciem jednej z najbardziej znanych opowieści w historii amerykańskiego komiksu o superbohaterach. Ja oczywiście tego wszystkiego wtedy nie wiedziałam, widziałam tylko przepiękną okładkę,  zupełnie odmienną od całej reszty, co natenczas widywałam w kioskach. Chodziłam wtedy do podstawówki, był początek lat 1990-tych, okresu powolnego wychodzenia z prl-owskiej szarzyzny, więc temu, co przed chwilą napisałam można dać wiarę.  Bez względu na to, nadal i dzisiaj uważam, że jest to najpiękniejsza komiksowa okładka, jaką znam. Popatrzcie tylko, jak wspaniale się prezentowała po rozłożeniu :
Tm-Semic, The Dark Phoenix Saga, X-Men nr 1/93
Opakowanie było doskonałe, połknęłam przynętę, kupiłam komiks i ...nigdy nie żałowałam nabytku. Od tego momentu stałam się wierną czytelniczką nie tylko historii o mutantach, ale także opowieści o Spider-manie, Batmanie, Supermanie oraz innych komiksowych postaciach, nie tylko z Ameryki. Na tamte czasy możliwości zakupu komiksów były bardzo ograniczone, a moim marzeniem było zdobycie oryginalnych zeszytów z X-men oraz brakujących numerów już wydanych przez Tm-semic. Nie było to dla mnie osiągalne, więc pocieszałam się tym, co wydawano w Polsce na bieżąco. Próbowałam różnych serii, jednak to właśnie X-men darzyłam największym, niemal fanatycznym uwielbieniem, które po wielu latach, przerodziło się w niesłabnący sentyment, czego najlepszym dowodem jest ten oto post.  Z tamtego beztroskiego okresu pamiętam dwa tytuły, które na zawsze pozostaną w mojej pamięci - The Dark Phoenix Saga wydana częściowo przez Tm-Semic oraz Szninkiel duetu Rosinski / Van Hamme.

Saga o Phoenix jest dla mnie szczególną opowieścią, gdyż od niej zaczęła się moja przygoda z komiksem jako gatunkiem.  Uwielbiałam czarujące postaci, władającą ogromnymi mocami Storm, przyciągającego uwagę Watchera,  a szczególnie niezwykle staranne rysunki John'a Byrne, które zdecydowanie wyróżniały się na tle tego, co można było spotkać w innych superbohaterskich opowieściach, już nie wspominając o Tytusie, Romku i Atomku, które były przecież opowiastkami z zupełnie innego wymiaru. Polski numer X-men 1/93 to był dla mnie najpiękniejszy komiks w moim rosnącym zbiorku, nieustannie celebrowany, przeglądany i czytany, trzymałam go w specjalnym miejscu, żeby się nie zabrudził i w ogóle, żeby nic mu się złego nie przydarzyło. Wkrótce jednak z wielkim smutkiem przyjęłam do wiadomości fakt, że kolejne numery X-men to skok w czasie, co oznaczało, że kolejne przygody wspaniałej grupy mutantów nie są bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z Sagi, a pan redaktor Wróblewski dwoił się i troił, aby na jednej stronie opowiedzieć czytelnikom co się działo z mutantami przez następnych 5-10 lat. Bardzo mi brakowało rysunków Byrne oraz starej wersji afrykańskiej piękności  - Storm, która straciła swoje moce, przerobiła się na punka i strasznie zhardziała. Subtelna bogini burz przeszła nieodzowną metamorfozę, update do wersji nadającej się do przetrawienia przez dorastającego czytelnika komiksów w latach 1980-tych. C'est la vie. Na szczęście pojawiły się inne ciekawe osobistości jak Gambit czy Rogue.   Tak się zawsze śmieję, że na tym właśnie polega przewaga komiksów o superbohaterskich drużynach, gdyż scenarzyści zawsze mogą uśmiercić część zespołu, inną część wskrzesić lub wprowadzić nowe postaci  i wciąż będziemy mieli ten sam komiks, jego kontynuację i dynamiczny rozwój. W dużo gorszym położeniu są twórcy komiksów o Batmanie czy Supermanie, bo uśmiercenie bohatera na fest byłoby równoznaczne z zamknięciem tytułu. Z Mutantami jest inaczej. Odeszła Jean Grey, przyszła Kitty Pryde - Umarł Król, niech żyje Król! Sama historia.

Moje uwielbienie dla drużyny mutantów trwa już ponad 20 lat - aż trudno mi samej w to uwierzyć, ale to niestety prawda ;). Wiele się od tamtego momentu zmieniło, nie tylko w X-men, ale i w mojej głowie, gdyż widzę dzisiaj, jak odmiennie postrzegam ówczesnych bohaterów. Postacią, która urosła w moich oczach jest Wolverine, zdołałam docenić i polubić Nightcrawlera, mój stosunek do Cyclopsa nie zmienił się - uważam go za tak samo nieciekawą postać, jak dwie dekady temu. Najwięcej punktów straciła u mnie Storm. Bez względu na to, czytając raz po raz jakieś współcześniejsze przygody tej drużyny, odnoszę wrażenie, że tamta historia o Phoenix, to był naprawdę kawał dobrej roboty. Na pewno częściowo winny jest temu sam czar dzieciństwa, który bezwiednie wypacza nasze postrzeganie świata i każe patrzeć na wszystko co przeszłe jak na raj utracony. Nawet jednak, jeżeli spróbuję odrzucić wszelkie sentymenty, stwierdzam z całą stanowczością, że rysunki Byrne'a są wyborne, podobnie jak wspaniale są  nakreślone osobowości i charaktery postaci. Mimo iż ta historia jest starsza ode mnie, uwielbiam ją. Uważam, że jest to opowieść modelowa pod każdym względem i  wszystkie komiksy powinny takie być, pod każdym względem.

A co powinien mieć dobry komiks?
To samo, co każda dobra opowieść. Coś do śmiechu, coś do płaczu, coś do przemyślenia, coś do schowania na później  - coś,  co zawsze się będzie pamiętać. The Dark Phoenix Saga to smutna opowieść z zamierzchłych czasów, gdy komiksy były jeszcze postrzegane jako naiwne historyjki dla dzieci. Nic tam nie działo się na serio. Świat był pełen dobrych superbohaterów, którzy dawali dobry przykład sprawiając manto niegrzecznym złoczyńcom. Były tematy tabu, jak seks, narkotyki i śmierć. To zabawny okres bez kropli krwi i skrawka mięsa, także bez przekleństw,  gdzie mutanci walcząc ze śmiertelnymi wrogami na morzach, lądach i na obcych planetach, zawsze wychodzili z walki w wielkim stylu, niby wygrywając, ale w zasadzie nie robiąc nikomu krzywdy. Nie ważne jak długo i zacięcie Wolverine szalał na stronach komiksu ze swoimi najostrzejszymi na świecie pazurami  - krew nie trysnęła ani razu, ani jeden mózg nie wybuchł na koszulę czytelnika.  Zabawny był ten świat - niby nie było to dawno, ale za to zupełnie inaczej. I nagle w tym irracjonalnym, baśniowym świecie, gdzie nawet złoczyńcom nie może się wiele złego stać, umiera ktoś - Jean Grey, postać pierwszoplanowa, postać dobra i przez wszystkich kochana. To wielki cios dla drużyny, dla wszechświata i dla fana X-Men.  Śmierć Jean jest bezpośrednią konsekwencją jej moralnej degeneracji, pięknie przedstawionej przez scenarzystów na łamach wcześniejszych numerów serii. Za tę demoralizację, za którą winę ponosi Phoenix, jej demoniczne alter ego, Jean musi zostać ukarana. Śmierć milionów niewinnych istnień nie może być przemilczana.  Odchodzi pozytywna postać, w której rośnie pierwiastek zła, stanowiący zagrożenie dla wszystkich. Jean jednak nie umiera z ręki tych, którzy ją ścigali, Jean uśmierciła się sama, rozwiązując problem spędzający sen z powiek wszystkich uwikłanych postaci, a także nie pozwalając na to, by ktokolwiek splamić musiał swe ręce jej krwią. Historia jest bardzo czytelna i wymowna, a do tego pozbawiona patetyczności. Mamy więc chwile smutne, tragiczne zakończenie, które wpłynie na losy wszystkich, mamy też morał i kilka ważnych pytań o istotę człowieczeństwa i cenę poświęcenia. Jakby tego mało, wszystko jest pięknie zilustrowane  wymownymi rysunkami Johna Byrne'a i okraszone zabawnymi dialogami bohaterów, które dla mnie są podstawowym -musiszmieć każdej udanej opowieści. Czy o czymś zapomniałam ? Może tylko nadmienić, że bohaterowie są naprawdę dobrze przedstawieni - każdy ma swój świat, charakter, przyzwyczajenia, obawy, sposób żartowania, indywidualne zalety  i wady, co czyni komiks niesłychanie przyjemnym w odbiorze. Umiejętność przedstawienia postaci jest niesłychanie cenna, bo często stanowi o tym, czy będziemy chcieli śledzić ich przygody, czy też nie. Nad Sagą o Mrocznej Phoenix możemy zarówno zapłakać, jak i pośmiać się z niej, warto się też zastanowić nad morałem i zamknąć komiks na X-Lat, by przeczytać raz jeszcze i sprawdzić, kto się posunął bardziej - bohaterowie opowieści, czy my sami.

Może to tak idealistycznie brzmi, jakbym chciała powiedzieć, że "komiks ten jest bez wad". No cóż, jeżeli nie mogę sobie teraz żadnych wad przypomnieć, to się nie będę wysilać i wymyślać na poczekaniu, coby malkontentom się przypodobać. Na pewno każdy, kto przeczyta tę historię, będzie miał frajdę z lektury i ewentualne niedociągnięcia wyłuska samodzielnie.

Momenty - czyli, pamiętne, zabawne lub z jakiegokolwiek powodu warte przypomnienia sceny z komiksu The Dark Phoenix Saga prezentuję poniżej. Wiele wysiłku kosztowało mnie zrezygnowanie z części wcześniej przygotowanego materiału, gdyż zrozumiałam, że zbyt wiele miejsca poświęcam Wolverine'owi, a nie chciałabym, żeby czytelnicy odnieśli mylne wrażenie, że Saga jest o Loganie, zamiast o Phoenix. Z tego powodu, jeżeli chcecie zapoznać się z resztą czadowych momentów, odsyłam do komiksu. Prezentowane sceny przedstawione są bez zachowania porządku, w tym alfabetycznego ;)

1.
Pisząc o wspaniałości Sagi, zapomniałam wspomnieć o jednej pięknej cesze, która charakteryzuje zarówno tę opowieść, jak i inne  o X-men. W komiksie mnóstwo jest z pozoru nieistotnych wstawek, dodatków, smaczków, bez których w zasadzie fabuła mogłaby się objeść, ale jednocześnie ich brak wpłynąłby negatywnie na wartość i odbiór całości w długim okresie. Przerywniki, które zabierają czasem jeden, czasem dwa lub trzy kadry, pozwalają na wzbogacanie treści o humor, przemyślenia,  budują wizerunek bohaterów przez lata.

Scenka poniżej rozgrywa się w restauracji; podczas gdy Ororo przy stoliczku popijając lemoniadę rozmawia z nowo poznaną mutantką - Kitty Pryde, Wolverine buszuje w dziale z magazynami dla dużych panów - na regale stoją sobie Playboy, Penthouse .... . Logan właśnie przerzuca stronice Penthouse, gdy niegościnny właściciel postanawia go upomnieć, że to nie czytelnia i zanim się poczyta (lub poogląda) to trzeba zapłacić (skąd my to znamy). Wolverine nie przyjmuje takich kazań do wiadomości i już chwycił sprzedawcę za fartuch, aby powiedzieć, co o tym wszystkim myśli i gdyby nie wysłannicy Hellfire Club, pewnie by sobie trochę na nim poużywał. W zasadzie niby nic specjalnego - magazyny dla panów, jak wszędzie i ta sama sroga mina sprzedawcy, gdy się chce skonsumować bez płacenia, ale ile radochy - to wszystko w towarzystwie Logana, jako tło do niezapomnianej historii, jaka się ma dopiero rozegrać. Marvellous!


2. 
Do pamiętnych chwil zaliczam pierwszą małą-wielką akcję Kitty Pryde, gdzie użyła swych zdolności, by na rozkaz Cyclopsa uwolnić członków X-Men, tutaj otwiera klatkę, pozwalając wyjść z niej oszołomionemu Wolverine'owi, po czym stwierdza, że człowiek niewiele wyższy od niej samej ważyć musi chyba z tonę;). Scena jest fantastyczna - drobnej budowy, urocza nastolatka, jeszcze nie bardzo się orientująca w swoich dopiero odkrytych dziwacznych umiejętnościach, ratuje z opresji "starego wyjadacza", który przypomina tutaj niewinne kurczątko, a nie śmiertelnie niebezpiecznego Rosomaka. 


3.
W opowieści, na kolejnych jej stronach pokazany jest w sposób nienachalny, powolny proces demoralizacji Jean przez mieszkającą w niej Phoenix. Rozkład ten zapoczątkował się na długo przed Sagą, a jego przejawami są drobne gesty, czyny, słowa, spojrzenia i myśli bohaterki. 

Tutaj Jean spotyka Emmę Frost, "Jak rozumiem, uważasz się za telepatkę" ....rzuca ambitnej blondynce pogardliwe wyzwanie......... . Ciemna strona Phoenix bierze górę nad delikatną naturą członkini X-Men i jest to szczególnie widoczne nie tylko za sprawą wyniosłego jej tonu , ale i specyficznego zobrazowania sceny przez rysownika.

W tej scenie, kilka stron wcześniej, obserwujemy inny przejaw mocy Phoenix, która bezceremonialnie zatrzymuje wóz z najemnikami Hellfire Club. Sytuacja do której doprowadza jest groźna, a użyte środki niewspółmiernie ostre do okoliczności.  
Phoenix jest wyniosła i wydaje się napawać tą chwilą. Cyclops upomina Phoenix "Coś ty narobiłą? Mówiłem, żebyś zatrzymała ten wóz, a nie zamieniła go w kupę złomu". Phoenix jednak nie czuje skruchy "Te zwierzęta dostały to, na co zasługiwały".

Niszczycielska, żądna zemsty moc Phoenix wzbiera. Ocucona z transu Jean, postanawia brutalnie obejść się ze swoim oprawcą Mastermindem, wysyłając jego umysł w bezkresną podróż po kosmosie, w wyniku czego nieszczęśnik "zamienia sie" w wysuszone warzywo. Dla Phoenix jest to tryumf, który stanowi dla niej źródło przyjemności i jest symptomem jednego z ostatnich stadiów deprawacji osobowości bohaterki przez pozaziemską siłę.

4.
Wolverine w akcji - to jest to ! To chyba mój ulubiony występ Logana ever  - jeszcze tego "ever' nie jestem pewna, jednak faktem jest, że scena poniżej przeszła do historii. Wolverine jest gościem, który jeżeli już upada, to tylko po to, żeby się podnieść. Generalnie w komiksach ląduje na grzbiecie średnio częściej niż inni członkowie grupy, ale po latach stwierdzam, że to tylko dlatego, żeby móc zrobić coś takiego :
 "Dobra frajerzy...pokazaliście, na co was stać! Teraz moja kolej!" I jest git! Tak się kończy numer 132 X-Men. W następnym - 133, mamy samotnego wilka szarżującego po zakamarkach Hellfire Club i obracającego całe towarzystwo cieniasów w perzynę. Logan nie szczędzi nam zawadiackiego humoru i funduje wiele stron akcji, gdzie każdy kadr jest odlotowo czaderski i wart pokazania. Jednak, jak już wspomniałam, nie czas tu i miejsce na wychwalanie wyczynów Rosomaka, wszakże opowieść dotyczy czego innego ;).
Na specjalne uznanie zasługuje scena, gdzie Logan błyskotliwie rozprawia się ze swoim przeciwnikiem wykorzystując nie pazury, a ukryte zdolności negocjacyjno - perswazyjne. W wyniku klarownego przedstawienia sytuacji przez naszego bohatera, zbir z Hellfire Club poddaje się bez walki " Co robisz? Nie podchodź! Poddaję się Poddaję!!! Nie proszę nie!" - krzyczy.  Logan oczywiście dopada paskudnika, który o mały włos nie dostaje zawału serca  - " Spokojnie, koleś. Nie zabiję cię. Nawet nie zrobię ci krzywdy...", a w duchu myśłi " Odkąd przyłączyłem się do X-Men trochę złagodniałęm. Dawniej gnojek nie miałby wyboru."

Cały rozdział będący przedrukiem numeru 133 X-Men jest jak najbardziej godny uwagi, podobnie jak i kolejny, w którym Logan także ma kilka swoich fajowych momentów.

5. 
Czy pamiętacie Nightcrawlera ? W ostatnich przedrukach komiksów amerykańskich, jakie pojawiają się w Polsce, niewiele go widać. Nightcrawler jest z Niemiec i oprócz zdolności teleportacyjnych, akrobatycznych i osobliwego wyglądu, odznacza się szczególnym poczuciem humoru. Tutaj, jest w trakcie ciekawego "pojedynku"z Sebastianem Shawem z Hellfire Club. Lubię tę scenę, gdyż świadczy o niebywale lekkim stosunku "diabełka" do otaczającego świata, który nawet w obliczu zagrożenia, potrafi śmiać się niebezpieczeństwu w twarz. Nightcrawler to naprawdę odlotowa postać i tym bardziej brakuje mi go w ukazujących się u nas komiksach. 
6. 
No i są nasze ptaszki nierozłączki. -  Jean i Cyclops. Los sprawił, że mają chwilę spokoju dla siebie; Jean zachciało się zobaczyć twarzy Scotta ( co nie jest łatwe, bo ten cały czas chodzi i śpi w specjalnych okularach ), zdjęła więc wizjer chroniący przed możliwą tragedią i przy pomocy telekinezy trzymała promienie w ryzach, a potem buzi buzi. To romantyczny moment, kiedy Scott wypowiada w myślach niby nic nie znaczące zdanie " Jak Jean może powstrzymywać tak wielką moc?!" . To prawda moc Jean-Phoenix jest ogromna i jeszcze pewnie nie zdaje sobie sprawy jak ogromna. 
Nie przepadam za Scottem jako postacią, jednak moment jest uroczy, intymny i wymowny. To jeden z niewielu szczęśliwych chwil, które para ta będzie mogła przeżyć razem przed nieuchronnie zbliżającym się finałem.


7. 
To decydujący moment opowieści - burzliwy punkt zwrotny, który zadecyduje losach wszystkich. Niszczycielska, żarłoczna moc osiąga swój szczyt  - Phoenix pochłania gwiazdę, jednocześnie skazując miliony "miłujących pokój" istnień na zagładę. Tak wielka zbrodnia nie może pozostać bez kary. Zaraz po tym, Phoenix unicestwia statek imperium Shi'Ar, stawiając w ten sposób kropkę nad i. Teraz mamy już z górki.  

8. 
Triumfująca Phoenix wraca na ziemię, a tam koledzy z X-men próbują ją ostudzić wszelkimi możliwymi sposobami. Beast nawet skonstruował diadem, którego celem jest ujarzmienie przeciwniczki. Nie jest łatwo walczyć na poważnie z kimś, kto jest Twoją przyjaciółką, za którą cały czas uchodzi Phoenix. Jedynie Wolverine, zdaje się, potrafi rozdzielić te dwie istoty i dosyć zdecydowanie przechodzi do ofensywy, gdy tylko nadarza się taka okazja. "Wszyscy się cackają"  - myśli, wysuwa pazury z zamiarem zakończenia tej kwestii definitywnie i po swojemu bez ceregieli, przeczuwając, że to nie jest "kochana Jean", a niebezpieczna Phoenix. 

Dla Wolverine'a musiała być jeszcze trudniejsza akcja, niż dla innych członków zespołu ....
...no i jak wiemy z komiksu, Logan zawahał się, przez jedną okropną chwilę, gdy nagle przemówiła Jean, tylko po to, by za chwilę znów Phoenix mogła przejąć całą kontrolę nad jej ciałem i umysłem.

9. 
No i pamiętna chwila tuż po tym, jak profesorowi X udało się wyzwolić Jean ze szponów Phoenix. Jean osunęła się na ziemię nagusieńka jak ją Pan Bóg stworzył. "O rety, nie do wiary. Tata się zaczerwienił!" szepcze do siebie w myślach rudowłosa mutantka. Czyż to nie jest surrealizm sytuacyjny?! Uwielbiam takie wstawki - to ogromna siła niemal wszystkich historii o X-men. 

10.
Onegdaj nazywałam go kosmitą - dla mnie wyglądał jak kosmita ze starożytnego Rzymu, a był to po prostu WATCHER, postać która otworzyła i zamknęła ostatni rozdział Sagi o Mrocznej Phoenix. Watcher grzecznie przedstawia się czytelnikowi na samym początku, mówi kim jest i co robi, a robi niewiele, po prostu obserwuje i nie miesza się do spraw, które jego nie dotyczą. Pamiętam, że zawsze ten fragment komiksu wzbudzał we mnie jakiś rodzaj respektu - istota wyższa, nie będąca ani aniołem, ani bogiem, łącząca jednocześnie cechy ich obu, obserwuje i komentuje wydarzenia, nie zamierzając w nich uczestniczyć ani manipulować jakimś tam wihajstrem. To było wielkie - WOW - wreszcie pojawia się jakaś super istota i nie chce nikomu pokrzyżować planów! Watcher, mimo że tylko sobie patrzy, nie jest nierobem. To postać bardzo ważna, bo komunikuje czytelnikowi bardzo istotny przekaz "to co za chwilę się wydarzy, będzie miało ogromny wpływ na losy świata". Dzięki niemu dowiadujemy się, że uczestniczymy w widowisku, prawie jak na meczu piłkarskim, którego wynik będzie decydujący tak dla grających drużyn, jak i kibiców.  


11. 
Charles Xavier wyzywa Lilandrę na pojedynek o życie Jean Grey - "Lilandro  ! Stój! Jean Grey Arin'nn Helar' " - krzyczy, których to słów Cesarzowa nie może zignorować i przyjmuje wyzwanie. .Charles wierzy, że walka będzie uczciwa i że ma szansę na ocalenie w ten sposób swojej uczennicy. Prawda jednak jest taka, że Jean Grey musi zginąć. Pojedynek sie odbędzie, ale wynik jest z góry przesądzony.

12. 
Lilandra dała członkom X-Men jeden dzień na przygotowanie się do pojedynku. Każdy otrzymał swój pokój i wszystko co niezbędne. W tej scenie Jean przychodzi porozmawiać ze Scottem - zdecydowała się walczyć w swoim pierwszym stroju, gdy zaczynała przygodę z X-men jako Marvel Girl. 

"Przebrałaś się za Marvel Girl! Dlaczego?!" - pyta Scott
- "Nie wiem...może to nostalgia? Duma? Zaczynałam jako Marvel Girl i jako ona zakończę"

To wspaniała scena, złowróżebny wstęp do epilogu. 

13. 
Zawsze lubiłam tę scenę - robiła na mnie spore wrażenie. Colossus ściera się z Gladiatorem i w ferworze walki znikają pod gruzami walącej się starożytnej budowli. Wkrótce spod gruzowiska ktoś się powoli wydostaje. Najpierw widać dłoń, potem ramię i tułów i oczom ukazuje się zwycięzca  - Gladiator z Imperialnej Straży. W ten sposób, krok po kroku, scenarzyście wspaniale budują atmosferę nadchodzącego, tragicznego zakończenia. 

14. 
Po serii porażek, jakie ponoszą X-men w pojedynku z Imperialną Strażą, zakończenie wydaje się być oczywiste. Tym bardziej wzruszająca i piękna jest ta scena:
Gesty mówią więcej niż słowa i śledząc opowieść od samego początku, każdy  z łatwością zda sobie  sprawę z beznadziejności tej sytuacji. Mimo kurczących się szans i w obliczu nadciągającej porażki, Scott i Jean nie dopuszczają do siebie najgorszych myśli, przez słowa miłości, domyślnie cedzą niewysłowione sylaby pożegnania, które parują pięknym uściskiem dłoni jakby chcieli powiedzieć "na śmierć i życie". 
- "gotowa?"
- "gotowa?
- "Ruszajmy!"

15.
"Fastball Special" to popisowy numer Colossusa  i Wolverine 'a, podczas którego zazwyczaj rosły i silny człowiek ze stali ciska Rosomakiem w kierunku wrogiego celu. Logan z zawrotną prędkością mknie tam gdzie trzeba  i robi co należy swoimi pazurami, nie patyczkując się z obiektem. Dla wszystkich, którzy znają ten numer i jak on powinien wyglądać, zabawna się okaże scena, gdzie role zostają odwrócone i  to Wolverine podnosi Colossusa i rzuca nim w kierunku wroga. Wolverine uznaje to za konieczność, gdyż obawia się, że znowu może się zawahać w decydującym momencie i nie zadać Phoenix decydującego coup de grâce . Jest przekonany, że Colossus nie związany uczuciowo z Jean, będzie miał mniej skurpułów. 
Scenka zabawna - jest jak śmiech przez łzy, bo rozegrana w obliczu tragedii ....Jean Grey ponownie przeistoczyła się w Phoenix. 


16. 
Finał się dokonał. Jean wie, że jest potworem i Phoenix, która się w niej narodziła, musi zostać unicestwiona. Popełnia samobójstwo, uwalniając w ten sposób swoich kolegów od ciężaru podejmowania najtrudniejszej decyzji w ich życiu, a świat od widma zagłady. Jakkolwiek by nie wyglądała ta scena, jest oczywistym zakończeniem historii ....

17. 
......do której dodaje swoje dwa grosze poznany na wstępie WATCHER, komentując oglądane wydarzenia:. 

"Jean Grey mogła żyć. Stać się Bogiem. Ale dla niej ważniejsze było to, by pozostać człowiekiem - nawet za cenę własnego życia."




Skany pochodzą z X-Men Mroczna Phoenix, komiksu wydanego w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, nakładem wydawnictwa Hachette w roku 2013. Wspaniała przygoda - gorąco polecam. 



Brak komentarzy:

see